Bardzo często wstępując do nyskiej bazyliki nawet nie zauważamy znajdujących się tu epitafii. A jednak czasem warto chwilę się zatrzymać i pomyśleć o ludziach, którzy odeszli już dawno. Piękne jest to, że nawet po wielu latach można poznać historię wielu mieszkańców Nysy.
Możliwe jest to dzięki m.in. tłumaczeniom przedwojennej publikacji o nyskich epitafiach ( i w tym momencie chcę serdecznie podziękować Sebastianowi Miechkota za trud tłumaczeń). Niestety nie wszystkie epitafia zachowały się do czasów nam współczesnych. Z tych ocalałych można odczytać fragmenty ich losów. O najsłynniejszych kamiennych braciach i ich matce i siostrze już wspominałam. Dziś chciałabym przybliżyć historię znakomitego rodu Saywet. Odrobinę można odczytać na kolejnych filarach, gdzie znajdują się pięknie wykonane epitafia poświęcone rodzinie Saywet. Trzy lata po śmierci żony Zuzanny, młody wdowiec Tobiasz Saywet zlecił pochodzącemu z Wrocławia rytownikowi i rzeźbiarzowi Kasprowi Rauch wykonanie manierystycznego epitafium. Z treści inskrypcji można się dowiedzieć, iż ta młoda kobieta, pełna dobroci umarła na gruźlicę płuc. Być może ta choroba była przyczyną też jej trzykrotnych poronień. Wspomina o tym inskrypcja. W zwieńczeniu tego pięknego polichromowanego epitafium umieszczono jej portret.
Kilka lat później, około 1615 r. Tobiasz Saywet zlecił wykonanie kolejnego epitafia poświęconego jego zmarłym rodzicom. Czy ten sam rzeźbiarz, wykonał to epitafium poświęcone zmarłemu w 1614r. ojcu Adamowi Saywet i jego żony Małgorzaty Saywet( zm. W 1595 r.) pozostaje otwarte.
Niektóre elementy są wyraźnie niższej klasy. Niektórzy naukowcy przypisują to epitafium pochodzącemu z Nysy Hermanowi Fischer lub komuś z jego kręgu. Nie wchodząc w te dysputy nawet zwykły widz zauważy różnicę wykonania. Adam Saywet, mając w chwili śmierci 71 lat, niemal do końca swoich dni (do 1613) zasiadał w radzie miasta. Jego syn Tobiasz kazał w napisie inskrypcyjnym zapisać siebie jako ostatniego żyjącego dziedzica. Jednak kolejne epitafium i dalsze dokumenty nyskie dopisują dalsze okruchy historii rodziny Saywet. W bocznej kruchcie ( obok rodziny nyskich piernikarzy) wisi mała tablica nagrobna. Jest poświęcona zmarłej w 1622 r. trzyletniej Marii Magdalenie Saywet i jej malutkiemu braciszkowi Andreasowi.
Powie ktoś, ot mały pomnik rodzinnej tragedii. Jednocześnie późniejsze o 100 lat źródła wspominają o darowiźnie Wacława Zygmunta Saywet dla nyskich jezuitów. Wynika z tego fakt, iż Tobiasz Saywet ożenił się kilka lat po śmierci pierwszej żony ponownie. Mimo śmierci dwojga dzieci doczekał się przynajmniej jeszcze jednego syna, którego potomek Wacław Zygmunt Saywet stał się darczyńcą nyskich jezuitów. Wspomniany brak pozostałych epitafii oraz większej ilości archiwaliów nie pozwalają na obecnym etapie dopisać dalszych losów tej znakomitej rodziny nyskiej. Już sama forma zapisu nazwiska (Saywet, Seibet, Seybeth czy Seyweth) utrudnia poszukiwania. Na pewno Tobiasz Saywet do 1618 r. nie pełnił żadnej funkcji w radzie miasta. A co było dalej na razie nie wiadomo. Jednak może jakiś młody naukowiec znowu odkryje kolejną kartę historii, kto wie.